środa, 7 września 2011

7 wrzesień 2011

Leżał w łóżku. W moim łóżku, na mojej poduszce. Tej od babci. Nawet nie wiedziałam, co to za facet. No, chyba, że mężczyznę ocenia się na podstawie jego umiejętności seksualnych. Ten dość przystojny blondyn był zatem w moim typie, rozmiarze i tempie. Nic poza tym nie wiem, nie pamiętam. Nie ważne, zbierantus mały.

-Kurwa, czy ty myślisz, że wszystko będę robić za ciebie? Pracuję za ciebie, wykonuje twoje zasrane obowiązki, może jeszcze kupię papier, to cię ładnie podetrzemy? Kinga, do jasnej, jest jedenasta! Je-de-nas-ta!
-Ok, luzuj... Nic wielkiego się nie stało, źle spałam...
-Ja chrzanię... Królewna się nie wyspała! Przepraszam za mój gniew, zapomniałem, że panienka musiała pieprzyć przez pół nocy kolejnego złamasa! Mea, kurwa, culpa!
-O co...
-Spierdalaj.


To mój mąż. PBZKM. Prawie-Były-Zasrany-Kurwa-Mąż. I niestety wciąż wspólnik. Zaraz po ślubie, my, viva najpiękniejsi, założyliśmy firmę deweloperską  "Home". Słodka nazwa. Dziś nią rzygam, jak i wszystkim, co z nim związane. Czekam na sprawę w sądzie. Szczęście, że nie mamy dzieci.


Na obiad suche frytki i sałatka, nie mam czasu. PBZKM szczelnie wypełnił mi caluśki dzień. Sam w  między czasie obracał sekretarkę. O zgrozo, moją sekretarkę. Innej nie chcę, nie zatrudnię mu świeżego mięsa. Jak mnie doszczętnie wkurwi, wymienię te dziwkę na 60-latkę. Z resztą... czy to będzie mu przeszkadzać...